Moja wyprawa na dwóch kołach zaczęła się w Szczecinie ,a meta była w Dominikowie. Pomimo krótkiego, wydawałoby się dystansu, wycieczka była sporym wyzwaniem, bo maksymalny zasięg, jaki ma Sur-Ron bez ładowania to ok 40 – do 50 km. Oznaczało to, że bezpiecznym dystansem ,po którym muszę szukać miejsca do ładowania jest ok 30km, Ponieważ cała trasa w założeniu miała przebiegać, poza cywilizacją, wymagało to zaplanowania wyjazdu tak, aby co 30 km zjeżdżać z trasy i szukać stacji benzynowej, do naładowania Sur-Rona.
Pomysł zabrania Sur-Rona wziął się stąd, że Dominikowo otaczają piękne lasy, które zamierzałem pozwiedzać, podczas wakacji. Zamiast wziąć Sur-Rona na bagażnik, postanowiłem przedłużyć wakacje i pojechać na wycieczkę na dwóch kołach moim Light Bee. Jak to bywa zwykle, plany lekko pokrzyżowała pogoda, bo zaczął padać deszcz. Nie zrażony jednak tym, postanowiłem jechać mimo to, uznając, że będę mieć jeszcze więcej przygody.
Cała wyprawa zajęła mi aż 12 godzin i mimo małego dystansu było niesamowicie ciekawym i emocjonującym doświadczeniem. Sur-Ron spisał się wyśmienicie, pokonał łąki, trawy, lasy, błoto, kałuże, krzaczory i wszelakie bezdroża. Nawet to, że mapy prowadziły mnie w ślepe zaułki nie zepsuło radości z jazdy.
Najbardziej dłużył się czas ładowania baterii na stacjach benzynowych. Przed samą metą czekało mnie też 3,5km pchania Light Bee, bo … zabłądziłem ;-). Koszt całej wprawy wyniósł mnie … 0 zł, bo na każdym przystanku obsługa proponowała mi ładowanie za darmo. Wyruszyłem o 10 rano i dotarłem do Dominikowa krótko przed godziną 22. Zmęczony, ale uradowany. Wspomnienia z tej wyprawy pozostaną na długie lata. Kolejne podobne wycieczki już na wiosnę.